Notatka z rejsu BVI-2012

3

tekst - Krzysztof Pruszkowski
zdjęcia - Grzegorz Czaja, Krzysztof Pruszkowski i Marek Żywno

Już czwarty raz wracam z rejsu wokół Brytyjskich Wysp Dziewiczych (BVI – British Virgin Islands) na morzu Karaibskim z przekonaniem, że ten niezwykle urokliwy zakątek świata spełnia wszystkie oczekiwania wakacyjnych żeglarzy poszukujących pustych plaż, bezludnych wysepek i pięknych raf wśród kryształowo czystego, ciepłego morza.
Wszystko to znajduje się w zasięgu 4-godzinnej, łatwej i spokojnej żeglugi.

Załoga i Jacht.

Ze względu na niskie koszty przelotu nasza wyprawa zaczęła się na wyspie St. Thomas należącej do Amerykańskich Wysp Dziewiczych (US Virgin Islands), na którą w dniach od 16 do 19 stycznia przyleciala cała załoga w składzie: Ela i Grześ Czaja, Ela i Michał Laster, siostra Eli Laster - Basia Miałkowska (przyleciała prosto z zamarzniętej Polski), Lidia i Marek Żywno oraz Ewa i Krzysztof Pruszkowski.
3
20 stycznia wszyscy razem dopłynęliśmy promem na wyspę Tortola należącej do BVI, gdzie w bazie Sunsail czekał na nas nowy katamaran typu “Sunsail 444” (na rynku znany jako Leopard 44).
Cała załoga z entuzjazmem oglądała błyszczący nowością jacht o nazwie “917”. Okazało sie, że jacht nie ma jeszcze właściciela, nazwa jest numerem fabrycznym, a my jesteśmy drugą załogą, która go czarteruje.
Katamaran “Sunsail 444” szczególnie nas interesował z powodu drugiego kokpitu na dziobowej stronie, do którego było wejście z salonu. W połączeniu z kokpitem na rufie jachtu dawało to jeden olbrzymi obszar rozrywkowy jakiego nie spotkaliśmy jeszcze na żadnym jachcie. Oczywiście w kadłubach były cztery duże sypialnie, każda z własną łazienką, ubikacją i przysznicem. Widoki w dużych panoramicznych oknach w każdej z sypialni przypominały film pt. “Planet Earth” z “BBC”. Elektryczności mieliśmy pod dostatkiem - oprócz bardzo cicho pracującego generatora, dwa ogniwa słoneczne doładowywały akumulatory.
W oparciu o bogate doswiadczenie zeglarskie meskiej czesci zalogi podzielilismy sie na dwie dwuosobowe wachty. Krzys z Markiem rozpoczeli rejs pierwszego dnia a na drugi dzien Michalek z Grzesiem mieli szanse pobawic sie tym imponujacym jachtem. Zmieniajac sie tak co drugi dzien kontynuowalismy nasz rejs ku uciesze calej zalogi.
3

“Wagner Sailing Rally-2012” (“WSR-2012”)

Pod kierownictwem Krzysia (kapitan), Michałka (1-szy oficer), Grzesia (2-gi oficer) i Marka (navigator) opuściliśmy Road Town na wyspie Tortola rankiem 21 stycznia i wyruszyliśmy do Trellis Bay (Beef Island), gdzie o 1300 uczestniczyliśmy w uroczystości odsłonięcia tablicy na wysepce Bellamy Cay upamiętniającej Władysława Wagnera – pierwszego polskiego żeglarza, który opłynal dookoła Ziemię i mieszkał na tej wyspie. W roku 2012 obchodzimy 100-ną rocznicę urodzin Wagnera, 80-tą rocznicę rozpoczęcia przez niego rejsu dookoła Ziemi i 20-tą rocznicę jego śmierci.
3

Na uroczystość przypłynęło ponad 50 jachtów z polskimi załogami z całego świata! Cała duża zatoka Trellis Bay była zapełniona jachtami powiewającymi polskimi biało-czerwonymi flagami oraz staro-polskimi wielkimi białymi orłami na czerwonym tle.
3

Przy wejściu do zatoki dominował największy jacht STS “Fryderyk Chopin”, prawie 170 stopowy bryg ze Szczecina. Na tym tle w obecności załóg i zaproszonych gości (w sumie ponad 400 osob) odsłonięto pamiatkową tablicę na wysepce Bellamy Cay.
Były oficjalne przemówienia, “Mazurek Dąbrowskiego” i “God Save the Queen”. TV Polonia, miejscowi dziennikarze oraz uczestnicy zlotu udokumentowali uroczystość, która wywołała życzliwe zainteresowanie miejscowej ludności i władz BVI. Pamiętają oni Władysława Wagnera jako czlowieka, który przyczynił się do gospodarczego rozwoju BVI bedac inicjatorem i budowniczym pobliskiego lotniska na Beef Island oraz jako byłego właściciela wysepki Bellamy Cay. 3
Po uroczystościach zwiedziliśmy jacht “Fryderyk Chopin”. Wieczorem testowalismy rozrywkowy obszar na naszym jachcie goszcząc zalogę Andrzeja Skarki i kilka osób z Polskiego Klubu Żeglarskiego z Toronto. Przyjęcie było bardzo udane, bez tłoku przyjęliśmy 22 osoby. Grześ mieszał koktajle z zawodowym zacięciem a “Pain Killer” w jego wykonaniu przewyższał jakością miejscowy.
3Gitarową muzykę i piosenki dostarczał Andrzej wraz z resztą załogi a przerwy wypełniały rytmy płynące z najróżniejszych produktów firmy Apple typu “I-xyz”.
Co jakiś czas, kiedy na naszym jachcie robiło się ciszej, dochodziły do nas odgłosy z piaszczystego, oświetlonego pochodniami brzegu Trellis Bay, gdzie w “Cyber Café” odbywało się oficjalne “Beach Party” dla uczestników zlotu. Szaleństwo zabawowe musiało być na plaży większe niż na naszym jachcie, bo plotkarze później nam donieśli, że ktoś zgubił tam dwa zęby, a innemu musieli nastawiać wybity bark.

Ciąg Dalszy Rejsu BVI-2012

22 styczeń: opuszczamy Trellis Bay i korzystając tylko z foka pchani z tylu silnym wiatrem żeglujemy z szybkością 6 do 8 węzlów do naszej ulubionej wysepki Sandy Spit gdzie przez następne 3 godziny zajmujemy się zbieractwem muszli i korali, pływaniem, chodzeniem wokół wyspy, leżeniem i siedzeniem w wodzie lub na piachu jednym slowem - byczeniem sie.
3
Jacht Andrzeja Skarki przemknął koło nas, ale zatrzymał się dopiero 1.5 mili dalej w Diamond Bay gdzie złapali bojkę i zatrzymali się na noc. W White Bay (Jost van Dyke) nie znależlismy wolnej bojki, a na kotwicę jest tam za mało miejsca, więc noc spędziliśmy na bojce w Little Harbor (Jost van Dyke). Dzięki temu zjedliśmy bardzo dobry obiad w restauracji “Harris” i zaoszczędziliśmy $25 za koszt bojki jako, że bojka należy do restauracji i jak się w restauracji zje obiad, to bojka i pierwszy drink jest za darmo. 3Porównując później nasze kulinarne doświadczenia z restauracji “Pirates” z zatoki The Bights (Norman Island) i “Saba Rock” (Gorda Sound) wspólnie doszliśmy do wniosku, że tylko restauracja “Harris” utrzymała wysoki standard dań (prezentacja i smak) natomiast jedzenie w pozostałych restauracjach pogorszyło się w porównaniu z tym co pamiętamy z naszych poprzednich rejsów. Ale za to na jachcie, dzięki naszym wspaniałym paniom, jedzenie było niezmiennie wyśmienite. Wszyscy pamiętamy pyszną zupe z soczewicy (lentil) Lidii, sławny ”spam-dish” Ewy, kaszę gryczaną z sosem grzybowym w wykonaniu Eli Laster i Basi oraz kluski z pomidorowym sosem i kiełbasą przygotowane przez Elę Czaja. Korzystając z przestrzennej kuchni wszystkie panie mogły wspólnie przgotowywać doskonałe sałatki warzywne. Przywiezione zapasy wędlin, serów, pasztetów i różnych gatunków chleba sprawiały, że nasze śniadania w stylu bufetowym były wyjątkowo urozmaicone. W niektóre poranki budził nas smakowity zapach jajecznicy z kiełbasą przyrządzanej przez Ewe i Ele Czaja albo zapach owsianki z owocami autorstwa Eli Laster.
3

23 styczeń: rezygnujemy z zatrzymania sie przy Sandy Key z powodu dużej fali i wiatru. Zatrzymujemy się na kilka godzin w Soper’s Hole (Tortola) gdzie uzupełniamy wodę, wydajemy trochę “$” na prezenty w dobrze zaopatrzonych sklepach. Po południu, halsując na mocno zrefowanych żaglach żeglujemy z szybkością przekraczająca 8 węzłów do The Bights na Norman Island. W tej pięknej zatoce z dużą ilością bojek nigdy nie mieliśmy kłopotu ze znalezieniem wolnej. Obiad w restauracji “Pirates” wypełnionej do ostatniego miejsca żeglarzami z ponad 40 jachtów stojących na bojkach w tej zatoce też był udany. Od opuszczenia Trellis Bay do tej pory spotkaliśmy tylko jeden jacht z polskimi flagami. Z późniejszych rozmów dowiedzieliśmy się, że dzisiejszego wieczoru dużo polskich jachtów kończyło uroczystość “WSR” w zatoce Great Harbor ( Jost Van Dyke ) celebrując obiadem w sławnej restauracji “Foxy’s”. Plotkarze oczywiście donieśli ze 5 jachtow zerwało się z kotwic (w Great Harbor nie ma bojek), były kolizje i jeden jacht korzystał z pomocy “Coast Guard”.

24 styczeń: O 8-mej rano tylko dwa inne jachty są przy Indians, więc bez problemu zatrzymujemy się na bojce w odleglości ok. 10 metrów od tych skałek i otaczającej ich pięknej rafy koralowej. Bardziej plażowo nastawiona część załogi płynie dinghy na pobliską Pelican Island, a druga grupa spędza czas na pływaniu wśród raf.
3
Po południu zatrzymujemy się przy The Caves (Norman Island), a nocleg spędzamy na kotwicy w Key Bay (Peter Island), którą uważamy za jedną z najładniejszych zatoczek na BVI.

25 styczeń: rankiem celebrując urodziny Krzysia ruszamy na szczyt górki Peter Key z zamiarem zrobienia kolejnego wpisu do notatnika jaki znaleźliśmy tam w plastikowym pudełku podczas naszego rejsu “BVI-2010”. Ku ogólnemu rozczarowaniu podełko i notes zniknęły ze szczytu góry a my nie byliśmy technicznie przygotowani aby kontynuować tradycję.
Pobliskie plaże dostarczyły nam dużej ilości wspaniałych okazów wysuszonych korali w kształcie wachlarzy i które dziś zdobią nasze pokoje.
3
Po południu żeglujemy do pobliskiej White Bay (Peter Island) z zamiarem zostania na noc na kotwicy. Większość załogi wyrusza na wycieczkę do Peter Island Resort, który znajduje się po drugiej stronie góry, a Michałek i Krzyś zostają na jachcie sprawdzając czy ostrzeżenia w przewodniku o tzw. “backwinds” w tym miejscu sa prawdziwe. Potwierdzamy, że te ostrzeżenia są prawdziwe. W ciągu godziny nasz jacht obrócił się dwa razy wokół kotwicy, za każdym razem przesuwając się bliżej do brzegu. Zawiadomiliśmy naszą załogłę, że przeprowadzamy jacht na drugą stronę wyspy do zatoki Great Harbor i tam się z nimi spotkamy. W tym miejscu należy wspomnieć, że cała akcja udała się dzięki komunikacji za pomocą “Walkie-Talkie”, którymi podczas tego rejsu po mistrzowsku zarządzala Ela Czaja. Okazało się, że w Great Harbor jest już na bojce Andrzej Skarka ze swoją załogą i wieczorem na ich katamaranie dokończyliśmy celebracji urodzin Krzysia.

26 styczeń: o 6:30 ruszamy do The Baths (Virgin Gorda) gdzie można bez końca podziwiać miniaturowe piaszczyste plaże i zatoczki otoczone gigantycznymi głazami, groty i egzotyczną roślinność. Tu spotykamy rownież załogę Andrzeja.
Na noc przenosimy się do St. Thomas Bay (Virgin Gorda), gdzie przy wejściu do portu w Spanish Town łapiemy ostatnią wolną bojkę. Krótka wycieczka na dinghy do portu daje nam okazję uzupelnić zapas wody i jedzenia.

27 styczeń: Mimo opóźnionego wypłynięcia ze Spanish Town słońce ciągle świeciło nam w oczy i z żalem musieliśmy zrezygnować z wpłynięcia do Savannah Bay (Virgin Gorda). I wtedy Michałek odkrył na mapie Long Bay (Virgin Gorda). Zatoka okazała sie rewelacyjna – bardzo łatwo do niej wplynąć, ma doskonałe piaszczyste dno mocno trzymające kotwicę, a przede wszystkim piękną rafę koralową i dużą, bezludna plażę. Spędziliśmy na brzegu i w wodzie ponad 4 godziny podziwiając podwodne widoki wzdłuż obrzeża rafy. Jako dowód uznania dla Michałka za odkrycie nowej dla nas zatoki nazwalismy ją “The Laster Bay”.
3
Na obiad i nocleg pożeglowalismy do Gorda Sound, gdzie bez trudu znależliśmy wolną bojkę naprzeciwko Bitter End Yacht Club (Virgin Gorda) i wolny stolik w restauracji Saba Rock.

28 styczeń: Odkrycie “The Laster Bay” bardzo ożywiło wyobraźnię i badawczy instynkt całej załogi co zaowocowało “odkryciem” drugiego klejnotu na BVI – wysepkę The Fallen Jerusalem. Wspomniał o niej i dwóch mało widocznych bojkach Jacek Kiluk podczas jednego ze spotkan na katamaranie Andrzeja. Wysepka leży ok 0.5 mili na południe od Virgin Gorda i jest zupelnie niewidoczna dla żeglarzy oślepionych blaskiem sławy The Baths (Virgin Gorda). Po 11 milach przyjemnego żeglowania półwiatrem uważnie zbliżyliśmy się do brzegu wysepki Fallen Jerusalem, odnaleźliśmy obie bojki i przez następne 3 godziny mieliśmy całą wysepkę dla siebie.
3Brzeg wygląda tak jak na pobliskich The Baths z tą różnicą, że jest bezludny, a zwierz morski mniej bojaźliwy. Kraby zamiast uciekać do wody z ciekawością wyłaziły na glazy, po których chodziliśmy, aby się nam dokładniej przyjrzeć. Zatoczka, w której byliśmy, nie ma na mapie nazwy więc ochrzciliśmy ją “The Krzys Bay” z sympatii dla Krzysia za uporczywe naleganie aby tu przypłynąć. Nie odważyliśmy się zostać na noc w tej zatoce mimo, że biały kolor drugiej bojki wskazywal na taką możliwość i późnym popołudniem wypłynęliśmy w kierunku Manchioneel Bay (Cooper Island) gdzie spędziliśmy ostatnią noc naszego rejsu. Stało się to już regulą, że zaczepiliśmy się na ostatniej wolnej bojce w zatoce. 3Szczęście było połowiczne, bo miejsce w północnej części zatoki było bardziej wyeksponowane na silny wiatr i fale, więc zakończyliśmy nasz rejs hałaśliwą i burzliwą nocą ale bez naszego wkladu. W sympatycznej restauracji na brzegu nie było już wolnych miejsc na obiad, więc wykorzystaliśmy bezlitośnie program “Happy Hour” którego glówny bohater, sławny koktajl “Pain Killer” wielokrotnie musiał bisować.

29 styczeń: kończymy rejs w Road Town (Tortola), gdzie o 11:00 oddajemy jacht i rozpoczynamy powolny powrót z wakacji zaczynając promem na St. Thomas (US Virgin Islands).

Podsumowujac nasz rejs BVI-2012

1) zimowe powietrze na BVI o temp ~26 ºC i stosunkowo niskiej wilgotności jest dużo bardziej komfortowe w porównaniu z letnimi upałami.

2) zimowe wiatry dochodzace często do ponad 30 węzłów w połączeniu z większymi falami dają znośne, ale mniej komfortowe warunki do żeglowania w porównaniu z tym, co spotkaliśmy w okresie lata.

3) większa liczba turystów i jachtów w zimie powoduje ze popularne kotwicowiska są bardziej zatłoczone, często bez wolnych miejsc na bezpieczny nocleg.

Koszt rejsu BVI-2012 (w przeliczeniu na osobę)


1) czarter jachtu - $ 1285

2) wspólne opłaty (bojki, woda, jedzenie na jachcie) - $ 100

3) restauracje - $ 200

4) przelot samolotem (SFO – St. Thomas – SFO) - $ 500

5) prom z St Thomas – Tortola – St Thomas - $ 50

6) dwa noclegi w hotelach na St Thomas - $ 350

Razem - $ 2485

PS.

Zachęcam do przeczytania notatek z trzech poprzednich rejsów umieszczonych na naszej stronie internetowej – rejs z “2003” opisany przeze mnie oraz rejsy z “2008” i “2010” opisane przez Witka M.

Krzysztof Pruszkowski